
Przełamując monopol różu i błękitu
Moja znajoma urodziła niedawno pierwsze dziecko.
Niestety niewiele mogła zdziałać z rzeczami, które jej siostra skrzętnie popakowała w kartony z myślą o małych spadkobiercach, bo wystąpił konflikt kolorystyczny!
Karton zawierał bowiem nie taką gamę, jaką powinien.
Wszyscy wszak wiemy, że:
Różowe dla dziewczynki.
Błękitne dla chłopczyka.
Koniec, kropka.
Taki schemat kolorystycznego myślenia towarzyszy nam od zawsze. |
I choć paleta barw jest tak bogata i jest tyle różnych opcji, to już przy każdym baby-showerze widać wyraźnie, że jesteśmy niewolnikami tego kanonu. 90% ciuszków i akcesoriów dla małej Julki/Hani/Zosi będzie oscylowało w gamie: malina, lila, fuksja, amarant, a 80% szmatek i gadżetów dla Jasia/Frania/Antosia będzie skąpane w błękitach i niebieskościach.
Nie, nie namawiam Was bynajmniej do bojkotu kanonu, klasycznego myślenia o kolorystyce związanej z płcią. Do czego natomiast namawiam z całego serca to do przełamywania tego schematu.
Miodowa żółć, oliwkowa zieleń, brązy, pomarańcze, szarości są tak urocze i twarzowe! A co najlepsze – wiele z nich jest totalnie unisex!
Spójrzcie tylko na moje dzisiejsze zestawienie dziecięcej garderoby!
Mało w niej schematu, a wiele radości, uroczych akcentów i przepięknych soczystych kolorów!