
Kitchen stories – przechowywanie
Jest kilka takich aktywności kuchennych, wcale nie związanych, a przynajmniej nie bezpośrednio, z gotowaniem, bez których ani rusz. Ja na przykład totalnie nie wyobrażam sobie kuchni bez dobrze przemyślanego systemu przechowywania. O ile w szafie mogę mieć lekki rozgardiasz, na biurku artystyczny nieład, w bilbioleteczce miszmasz, o tyle na półkach i w szufladach kuchennych muszę mieć wszystko pod kontrolą. I tu nawet nie chodzi o jakąś ortodoksyjną pedanterię, ile – porządek operacyjny, który pozwoli mi sprawnie ogarnąć domowe kulinaria.
Bo niewiele jest tak frustrujących rzeczy jak niemożność znalezienia obieraczki, gdy potrzebuję szybko wstawić ziemniaki, szukanie w popłochu końcówki od blendera gdy pilnie potrzebuję zblendować zupę-krem, czy rwanie włosów z głowy po piekarnik już nagrzany, a ja za nic nie mogę namierzyć cynamonu, by przyprószyć gotowe ciastka.
Nie róbmy tego sobie.
Pojemniki to potęga. Puszki, słoiczki, pudełka. Zakręcane na zakrętkę, zatrzaskiwane na zatrzask, czy jakkolwiek inaczej zapieczone przed unicestwieniem ich zawartości. Po piewsze – skutecznie ochronią przed spożywczymi intruzami (ja regularnie odnotowuję obecność moli, jednak dzięki zamknietym szczelnie zapasom uniemożliwiam im zbyt szeroką ekspansję – krótko mówiąc – przyniesione w ryżu pozostają w ryżu i łatwiej się ich pozbyć). Po drugie – pozwalają wygodnie skorzystać ze zgromadzonych dóbr, bo o ileż łatwiej jest sięgnąć do pojemnika by podsypać mąkę pod klejące drożdżowe niż szarpać się z torebką (zamkniętą fabrycznie lub na kuchenny klips). Po trzecie – zdecydowanie ułatwiają kuchenną nawigację – te przezroczyste – szklane to absolutny samograj – po prostu widzisz zawartość jak na dłoni, ale również te kamionkowe – wystarczy dobrze opisać i o pomyłce nie może być mowy.
Ponadto bywają bardzo miłe dla oka. Dlatego część z nich ląduje w szufladzie lub szafce, a część z chęcią eksponuję.
A Wy? Lubicie przesypywać, przelewać i mieć kuchenne historie pod kontrolą?